Autor

Wyświetl wszystkie

Artykuły Karen Wolfe

Nauka poznawania Boga

Odkąd tylko pamiętam, zawsze chciałam być matką. Marzyłam o wyjściu za mąż, zajściu w ciążę i trzymaniu pierwszy raz dziecka w ramionach. Gdy w końcu wzięłam ślub, nigdy z mężem nie braliśmy pod uwagę odkładania powiększenia rodziny na przyszłość. Gdy jednak za każdym razem test ciążowy wypadał negatywnie, uświadomiliśmy sobie, że zmagamy się z niepłodnością. Nadeszły wówczas całe miesiące wizyt u lekarzy, badań i łez. Znaleźliśmy się w centrum burzy. Niepłodność stała się dla mnie gorzką pigułką do przełknięcia i sprawiła, że zaczęłam wątpić w Bożą dobroć i wierność.

Lekarstwo na niepokój

Czuliśmy się podekscytowani na myśl o przeprowadzce z powodu nowej pracy męża. Nieznane miejsce i czekające nas wyzwania wywoływały jednak we mnie niepokój. Musieliśmy posortować i spakować dobytek, poszukać miejsca do zamieszkania, znaleźć pracę również i dla mnie, poznać miasto i zaaklimatyzować się. Wszystko to było takie stresujące. Gdy zastanawiałam się nad moją listą obowiązków, przyszły mi na myśl słowa apostoła Pawła: Nie troszczcie się o nic, ale we wszystkim w modlitwie (. . .) powierzcie prośby wasze Bogu (Filipian 4:6-7).

Jak długo?

Gdy wyszłam za mąż, myślałam, że od razu urodzę dzieci. Tak się jednak nie stało, a moja niepłodność skłoniła mnie do modlitwy. Często wołałam do Boga: „Jak długo jeszcze?” Wiedziałam, że On może zmienić okoliczności. Dlaczego jednak tego nie czynił?

Usuwanie barier

Marię widywałam w każdy wtorek, gdy odwiedzałam dom, w którym pomagano byłym więźniom w integrowaniu się ze społeczeństwem. Jej życie wyglądało inaczej niż moje. Wyszła z więzienia, walczyła z uzależnieniami i była oddzielona od syna. Można by powiedzieć, że żyła na społecznym marginesie.

Od strachu do wiary

Słowa lekarza uderzyły ją jak obuchem w głowę. Miała nowotwór. Gdy myślała o mężu i dzieciach, świat usuwał się jej spod nóg. Modlili się przecież gorliwie w nadziei, że diagnoza będzie inna. Jak mieli postąpić? Ze łzami, spływającymi po policzkach, powiedziała cicho: „Boże! To nas przerasta. Proszę Cię, bądź naszą siłą”.

Ostateczne dobro

Gdy dorastałam na Jamajce, moi rodzice wychowywali mnie i moją siostrę na „dobrych ludzi”. W naszym domu oznaczało to posłuszeństwo rodzicom, mówienie prawdy, dobre wyniki w szkole i pracy, chodzenie do kościoła . . . a przynajmniej na Wielkanoc i w święta Bożego Narodzenia. Wyobrażam sobie, że definicja dobrego człowieka jest znana wielu ludziom bez względu na kulturę. Apostoł Paweł w Liście do Filipian 3 posłużył się nią, aby zwrócić uwagę na znacznie ważniejszą sprawę.